Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/604

Ta strona została przepisana.

Odnaleźli nareszcie kobietę, rażąco podobną do królowej Francji!...
Beausire sądził, że nagłe zjawienie się kobiety rozbroi ich, lecz jakże prędko był rozczarowany.
Agent stanowczy zbliżył się do panny Oliwji i tonem niezbyt uprzejmym rzekł:
— A!... aresztuję panią.
— Aresztować!... — zawołał Beausire — a to dlaczego?...
— Dlatego, że tak żąda pan de Crosne — odparł drugi agent — i że my w służbie pana de Crosne jesteśmy.
Gdyby piorun uderzył w kochanków, nie mogliby się bardziej przerazić.
Widzi pan — rzekł stanowczy do Beausir‘ea — co wynikło z pańskiej nieuprzejmości.
Beausire w rozpalonych dłoniach ukrył twarz rozognioną. Zapomniał nawet o tem, że lokaj i służąca byli świadkami całego zajścia.
Nagle myśl jakaś błoga powstała w jego głowie.
— Przybyliśmy przypadkowo — odparli naiwnie.
— Wszystko jedno, mogliście mnie aresztować, a dla sześćdziesięciu luidorów daliście mi wolność.
— O!... bynajmniej, naszym zamiarem było zażądać co najmnej jeszcze sześćdziesiąt. To nasze ostatnie słowo: za sto dwadzieścia luidorów zostawimy panu wolność — dodał drugi.
— A pani?... — zapytał, drżąc, Beausire.
— O!... pani, to rzecz inna!... — odparł stanowczy.
— Pani warta dwieście luidorów, nieprawdaż? — zapytał nieśmiało Beausire.
Agenci znów śmiać się zaczęli, śmiech tym razem zrozumiały był dla Beausire‘a.
— Trzysta — rzekł — czterysta... tysiąc nawet, ale nie bierzcie jej. Nie odpowiadacie, bo wiecie, że mam pieniądze, chcecie więc korzystać... i sprawiedliwie... Dam dwadzieścia tysięcy, czterdzieści tysięcy liwórów, obydwom zapewnię przyszłość, ale darujcie jej wolność.
— Widocznie bardzo kochasz tę kobietę? — zauważył stanowczy.
Teraz Beausire zaczął śmiać się, lecz śmiech jego o brzmieniu ironicznem, przestraszający był.
Każdy agent wyjął po dwa rewolwery, obawiając się