Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/612

Ta strona została przepisana.

— Zapewne — odparł Cagliostro, udając też zdziwienie, Dlaczegóż nie miałbym pomieścić jej u siebie, wszak jestem kawalerem.
Przy tych słowach, uśmiechnął się z tak znakomicie udaną dobrodusznością, że pan de Crosne zupełnie wpadł w sidła...
— U pana... — powtórzył raz jeszcze — dlatego tez agenci moi, tak długo bezowocnie szukali.
— Jakto, szukali? — rzekł Cagliostro. Szukano Oliwji? Czyż zbroiła coś takiego, o czembym nie wiedział?
— Nie, panie, bynajmniej. Mów pan dalej, proszę.
— O, mój Boże, skończyłem. Umieściłem ją u siebie, ot i wszystko.
— Ależ nie, panie hrabio, zdaje się, że to nie wszystko, bo przed chwilą łączyłeś pan imię Oliwji, z nazwiskiem pani de la Motte.
— O! to z powodu sąsiedztwa — rzekł Cagliostro.
— Musi być co innego, panie hrabio; nie napróżno mówiłeś pan, że Oliwja i pani de la Motte były sąsiadkami.
— To dotyczy sprawy, którą zbytecznie byłoby wyjawiać panu. Wszak nie godzi się pierwszemu ministrowi państwa opowiadać o niedorzecznościach rozpróżniaczonego kapitalisty.
— Zaciekawiasz mnie pan więcej, niżeli przypuszczasz, gdyż znaleziono ową, niby u pana mieszkającą Oliwję na prowincji.
— Znaleziono ją?
— I to z panem Beausire.
— O, domyślałem się tego — zawołał Cagliostro. — Więc była z Beausire‘m? A to dobrze, dobrze, zwracam honor pani de la Motte.
— Co to ma znaczyć? — zapytał pan de Crosne.
— Mówię, że najzupełniej zwracam honor pani de la Motte. ponieważ ją podejrzewałem.
— Podejrzewałeś ją pan? o co?
— Mój Boże! Słuchasz pan cierpliwie wszystkich tych głupstw, więc powiem, że kiedy cieszyłem się nadzieją umoralnienia Oliwji, nawrócenia jej na drogę pracy i uczciwości — ktoś mi ją porwał, tak jest... porwał.
— Porwał! od pana?
— Z mojego domu.