Wszystko to jednak niepokoiło Joannę; przypominało jej, o czem już wiedziała, a mianowicie, że większość sędziów przychylna była kardynałowi; że ulegnie ona w tej walce; przypominało jej, choć już nawpół była stracona, iż lepiej dać się skazać za kradzież brylantów, niż za obrazę majestatu.
Tu było zwycięstwo pewne. Entuzjazm narodu objawiał się razem z życzliwością dla kardynała. Dla wielkiej ilości ludzi nie istniała Oliwja, pomimo, że żyła, że przyznała się i była do królowej podobną; jeżeli zaś uznawali jej istnienie, to twierdzili, że królowa naumyślnie wyszukała ją, aby się uniewinnić.
Joanna zastanawiała się nad wszystkiem.
Jej właśni prawnicy opuszczali ją, a sędziowie nie ukrywali swej niechęci; rodzina Rohan obwiniała ją energicznie, opinja publiczna pogardzała nią...
Postanowiła użyć ostatniego środka, aby zaniepokoić sędziów, przyjaciół kardynała i aby wzbudzić nienawiść dla Marji-Antoniny.
Sposób ten miał być: Udawać, że oszczędzała dotąd królowej, lecz że, doprowadzona do ostateczności, wyjawi wszystko.
To było w rzeczy samej tylko planem postępowania podczas procesu; lecz nowe zajścia mogły szyki popsuć. I oto co wymyśliła hrabina dla przeprowadzenia swych planów: napisała list do królowej, list, którego wyrazy ujawniały jej charakter:
Pomimo okropności mego położenia, nie wymknęła się z ust moich skarga. Wszystkie wybiegi, jakich użyto, aby wydobyć ze mnie wyznania, przyczyniły się tylko do umocnienia mnie w mem postanowieniu nie skompromitowania mej zwierzchniczki.
Długie uwięzienie, konfrontacje bez końca, wstyd i rozpacz, że jestem oskarżona o kradzież i przestępstwo, choć czuję się niewinną, zmniejszyły moją odwagę; drżę na samą myśl, że stałość moja upadnie pod tylu silnemi ciosami.
Najjaśniejsza Pani, jednem słowem zdoła tamę położyć tej sprawie przy pomocy pana de Breteuil, który podda myśl tę ministrowi (królowi), bez narażenia Najjaśniej-