szej Pani na kompromitację. Obawa, że zmuszona będę wyjawić wszystko, popchnęła mnie do napisania tego listu, lecz czynię to w przekonaniu, że Wasza Królewska Mość zechce mieć na względzie powody, które mnie do tego skłoniły i że wyda rozporządzenie uwolnienia mnie z przykrego położenia.
Pozostaję znajgłębszym szacunkiem uniżoną i posłuszną sługą Najjaśniejszej Pani.
Joanna ułożyła to, jak widzimy, dwie mając myśli: albo list przestraszy królowę dowodem trwania w złem, a wtedy, zmęczona walką, zgodzi się na uwolnienie Joanny skoro proces i uwięzienie na nic się nie zdały; albo też, co było nader prawdopodobne i dowiedzione zakończeniem listu, Joanna na nic nie liczyła, gdyż królowa, zamieszana w procesie, sama naraziłaby się na podejrzenia. Jasnem więc jest, że Joanna nie mogła liczyć na to, aby list jej doszedł rąk królowej.
Była przekonana, że wszyscy dzorcy są oddani duszą i ciałem zarządzającemu Bastylją.
Nie ulegało żadnej wątpliwości, że posłaniec, któremu poruczvła odniesienie listu, jeżeliby nie oddał go nadzorcy więzienia, z pewnością zachowałby go dla stronników swojej partji.
Starała się urządzić wszystko w ten sposób, aby list, wpadłszy w obce ręce, zbudził podejrzenie, nienawiść i cień niesławy rzucił na królowę.
Jednocześnie z listem do Marji Antoniny, wystosowała drugi list do kardynała, następująccej treści:
„Nie mogę pojąć Waszej Eminencji, że trwasz pan w zamiarze milczenia. Podług mego zdania, uczyniłbyś pan znacznie lepiej, zdawszy się na łaskę i niełaskę sędziów, a wtedy może los nasz polepszyłby się. Co do mnie, postanowiłam milczeć, jeżeli pan nie ma zamiaru mowie. A dlaczego właściwie pan milczy?...
Ze swoje strony nie możesz się pan obawiać niczego; znasz pan moje do niego przywiązanie. Jeżeli ona nawet okaże się w swojem postanowieniu niewzruszona, jesteśmy tak silnie ze sobą zespoleni popełnionemi winami, że, wiedz o tem, godzina, w której ja otrzymałabym wyrok kary, byłaby jednocześnie i godziną twego potępienia.