Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/641

Ta strona została przepisana.

— A czyż naprzykład skazanie kogokolwiek mogłoby wystarczyć na zaspokojenie tej namiętności.
— Kogokolwiek? — zawołała Joanna — to słowo zdaje się dużo mówić.
— Ja tylko mówię o skazaniu na zamknięcie w klasztorze; jest to kara, którą, jak wieść głosi, król zamierza zastosować do pani.
— Osadzenie w klasztorze! czyli śmierć powolna, hańbiąca, którą zechcą pewnie nazwać aktem dla mnie łaski. Dożywotni pobyt w ciszy, wśród męczarni głodu i zimna! Nie, nigdy! zanadto upokorzeń, zanadto wstydu dla niewinnej, wtedy, gdy prawdziwy sprawca nieszczęścia żyje sobie spokojnie, otoczony dostatkami i honorami. Śmierć mi pozostaje, to będzie sąd mój nad samą sobą za to, że miałam nieszczęście przyjść na ten padół nędzy i niegodziwości!
I, nie czekając na przełożenia obecnych, na prośby dozorcy, odepchnęła z zaciekłością jego żonę, odtrąciła księdza i z szybkością wybiegła z pokoju.
Trzy te osoby nie usiłowały jej zatrzymać, czuć w tem było komedję. Wybuchy gniewu były za głośne, aby można sądzić, że są naturalne. Jak szalona wbiegła do gabinetu, przylegającego do sali i, schyliwszy ogromny wazon fajansowy, kilkakrotnie z całej siły uderzyła się nim w głowę. Wazon rozbił się w kawałki; krew szeroką strugą polała się z rany. Posadzono ją na fotelu i przyniesiono soli orzeźwiających. Po strasznych konwulsjach zapadła w silne zemdlenie. Gdy przyszła do siebie ksiądz myślał, że się dusi.
— Patrzcie — wyrzekł — to zakratowane okno tamuje dostęp świeżego powietrza. Czy nie możnaby orzeźwić tej biednej istoty!
Wtedy pani Herbert, zapominając o wszystkiem, pobiegła do szafy i wyjęła klucz, którym zakratowane okno zostało otworzone. Po chwili zemdlona pełną piersią zaczerpnęła świeżego powietrza.
— A! — wyrzekł ksiądz — nie wiedziałem, że okno to jest tak urządzone, iż można je otwierać kluczem. Po co tyle ostrożności?
— Taki jest regulamin więzienny — odparła dozorczyni.
— A! już rozumiem — ciągnął dalej ksiądz, z ukry-