cały naród. Łudziła się jeszcze, że głosy te jak prędko powstały, tak i zamilkną. Tymczasem zaczęły wkrótce napływać nowe tłumy, tworząc z dawniejszymi jednę zbitą masę.
— Szczęśliwy dzień w życiu kardynała — wyrzekł jakiś aplikant od prokuratora, przebiegając w podskokach chodnik pod oknem.
— Dla kardynała!.. — powtórzyła Joanna.
— A więc doszły już wiadomości o jego uwolnieniu!...
Krople potu zrosiły jej czoło, nie miała na kogo wylać złości, z pośpiechem wbiegła do sali.
— Pani, pani — wykrzyknęła, zwracając się do pani Herbert. — Co słyszę?...
— Więc szczęście sprzyjało kardynałowi?...
— Nie wiem — odpowiedziała dozorczyni.
Joanna spojrzała jej w oczy i wyrzekła:
— Zechciej pani zapytać męża.
Dozorczyni przez grzeczność powstała i spytała męża.
— Nie posiadam żadnych wiadomości — odrzekł.
— Więc co chcieli powiedzieć przychodnie? — pomyślała Joanna, zatrzymując się już zniecierpliwiona w pośrodku pokoju.
— Bezwątpienia mówili o procesie.
— Być może — odpowiedział poczciwy Herbert — być może chcieli przez to wyrazić, iż dzień swego uwolnienia może kardynał uważać za szczęśliwą erę w życiu.
— Więc pan sądzisz, że kardynał może być uwolniony? — spytała Joanna, zaciskając palce.
— To możebne.
— A mnie jakiż los czeka?...
— Panią!... taki sam jak jego.
— Dzikie przypuszczenie — bąknęła pod nosem i przysunęła się do okna.
— Pani postępujesz niesłusznie — zwrócił jej uwagę dozorca, — chcesz zasięgnąć dla siebie wiadomości, które dochodzą z podwórza przeinaczone i niezgodne z prawdą. Lepiejbyś pani uczyniła, wyczekując odczytania wyroku.
— Wyroku... nigdy!...
I w dalszym ciągu nadsłuchiwała.
Pod oknem przechodziło kilka kobiet, w świątecznych strojach, z bukietami w rękach.
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/645
Ta strona została przepisana.