Przyjemny zapach dolatywał aż do Joanny.
Przyjaciółki prowadziły następującą rozmowę:
— Podaj mi bukiet, chciałabym go ofiarować temu człowiekowi, a gdybym mogła, chętniebym go nawet uściskała.
— I ja także — odrzekła jej towarzyszka.
— A jabym wolała, aby on mnie pocałował — odrzekła trzecia.
— O kim one mówią? — zapytała Joanna.
— Nicby ci się nie stało, to śliczny mężczyzna — powiedziała ostatnia z przyjaciółek.
— A zatem jeszcze mowa o kardynale, zawsze o nim, widocznie uwolnienie jego należy już do pewników.
I słowa jej wyrzeczone były z takim zniechęceniem i jednocześnie z taką pewnością w głosie, że państwo de Herbert nie chcąc wywołać sceny, podobnej do wczorajszej, poczęli ją mitygować, mówiąc.
— Nie rozumiemy, dlaczegoby pani nie chciała, aby więzień był uwolniony.
Joanna domyśliła się znaczenia tych słów; od pewnego czasu zauważyła zmianę w postępowaniu i, nie chcąc utracić sympatji, jaką ją dawniej otaczano, dodała:
— Niestety!... widzę, że nie zostałam przez was zrozumiana. Jestem w waszem pojęciu istotą, któraby chętnie cieszyła się z nieszczęścia swych towarzyszy niedoli. Przeciwnie, radabym była, aby kardynał został uwolniony, lecz wniknijcie także w to, że los mój nie jest do pozazdroszczenia, że nie jestem pewna ani dnia, ani nawet godziny.
— Cóż my uczynić możemy?... los pani nie jest nam wiadomy.
W tej chwili posłaniec jakiś wywołał Herberta z pokoju.
Dozorczyni, pozostawszy sama z Joanną, usiłowała ją rozerwać; wszystko jednak było napróżno, pani de la Motte pogrążyła się cała w zadumie i wszystkie jej zmysły skierowane były ku temu, aby domyślić się czegoś z opowiadań, prowadzonych pod oknem.
Dozorczyni, nie mogąc jej w tem przeszkodzić, zaniechała swoich usiłowań.
Naraz dał się słyszeć ogłuszający krzyk, zaroiły się tłumy na placu i zbitą masą zwróciły się w kierunku wybrzeża.
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/646
Ta strona została przepisana.