powiedniejszem schronieniem; Joanna sprawiała wrażenie zwierzęcia, któremu Opatrzność znów pozwoliła wydostać się na obszerniejsze przestworza.
Wtem usłyszała jakieś kroki, rozlegające się w korytarzu i po chwili klucz zaskrzypiał w zamku.
— Czego oni jeszcze chcieć mogą ode mnie — wyszeptała i oczy zwróciła w stronę wejścia.
Dozorca ukazał się na progu.
— Zechce mi pani towarzyszyć — przemówił.
— A to gdzie?...
— Do kancelarji sądowej.
— A to po co?... jeżeli wolno zapytać pana...
Joanna przysunęła się do tego człowieka, który zbytniej odwagi nie okazywał, i zauważyła za nim kilku siepaczy. Byli to ci sami, którzy poprzednio opuścili ją na dole.
— Powiedzcie mi nakoniec, czegóż mogą ode mnie wymagać w kancelarji sądowej?
— Pan Doillot, obrońca pani, chciałby mieć z panią chwilkę rozmowy.
— Dlaczegóż w kancelarji?... udzielono mu przecież kilkakrotnie pozwolenie odwiedzenia mnie tutaj.
— Pan Doillot otrzymał listy z Wersalu i chcę panią obeznać zapewne z ich treścią.
Joanna nie zauważyła, jak nielogiczną była ta odpowiedź. Jedno ją tylko uderzyło: listy z Wersalu, listy od dworu i te miał jej doręczyć adwokat.
— Czyżby królowa miała się wstawić za mną po ogłoszeniu wyroku?... Czyżby?... Ale poco te wszystkie przypuszczenia?... za chwilę mogę mieć rozwiązanie zagadki.
Tymczasem dozorca nastawał i z niecierpliwością przewracał klucze, jak człowiek, niemający czasu do stracenia.
— Zechciej pan chwilkę poczekać, przecież pan widzisz, że jestem już rozebrana; w ostatnich dniach miałam tyle przejść, iż wcześniej udać się musiałam na spoczynek.
— Co do mnie mogę poczekać, zwracam pani uwagę, że pan Doillot nie może tracić czasu dla jednej sprawy.
Joanna przymknęła drzwi, z pośpiechem włożyła świeższą suknię, przyczesała włosy, zarzuciła na siebie płaszcz i w ciągu pięciu minut była już gotowa.
Coś jej mówiło, że pan Doillot przynosi rozporządzenie, na mocy którego sama i to szybciej opuścić będzie mogła
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/653
Ta strona została przepisana.