Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/658

Ta strona została przepisana.

Joanna, widząc, że nic nie pomoże, w końcu uklękła.
Przedtem jednak, chcąc odegrać jeszcze komedję, rzuciła się na bok z głośnym krzykiem.
— Zaprzestań pani tych krzyków, wszystko słychać nazewnątrz, zresztą nie będziesz pani słyszała wyroku.
— Pozwól pan, że wysłucham go, stojąc, a wtedy niczem nie naruszę spokoju — odrzekła Joanna, drżąc cała.
— W wypadkach, kiedy skazany ktoś jest na chłostę, kara zaliczana bywa do hańbiących, musi więc wyznać swą winę, klęcząc.
— Co? Ja skazana jestem na chłostę? — o! nędzniku! I ty mogłeś to powiedzieć?
Wrzaski jej były tak głośne, że dozorca, pisarz i dwaj świadkowie do tego stopnia potracili głowę, iż nie wiedzieli, jak zabrać się do poskromienia tej rozszalałej furji.
Wreszcie rzucili się na nią, chcąc ją obezwładnić, lecz zwycięsko wyszła z tych zapasów.
Przez pewien czas unoszona w powietrzu, rozdawała rękoma i nogami uderzenia na wszystkie strony, tak, że przeciwnicy wyszli z tej walki okryci guzami i ranami.
Nakoniec podzielili między siebie zajęcie: dwóch trzymało ją za nogi jak w kleszczach, dwóch dzierżyło ją za ręce, a wszyscy razem domagali się, aby pisarz przeczytał wyrok.
— Czytaj pan — mówili — bo w przeciwnym razie, nie dojdziemy do ładu z tą rozwścieczoną bestją.
— Nie pozwolę nigdy odczytać sobie wyroku, który mnie na hańbę skazuje! — krzyczała, wyrywając się z nadludzką siłą.
I, wprowadzając w czyn swoje pogróżki, zaczęła wydobywać z swej piersi takie krzyki, że hałas ten zagłuszył słowa pisarza. Gdy wyrok został odczytany, pisarz zwinął papiery i włożył je do kieszeni.
Joanna, sądząc, że już więcej nic nie usłyszy, usiłowała wydostać się z rąk swych prześladowców, aby dokuczyć wykonawcom sprawiedliwości.
— I Egzekucja — ciągnął dalej pisarz, jakby wypowiadał jakąś banalną formułkę — odbędzie się na placu skazańców.
— Więc publicznie będę karana — jęknęła nieszczęsna.
— Oddaję w ręce pańskie tę kobietę — dokończył pisarz, zwracając się do człowieka, opasanego fartuchem.