Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/665

Ta strona została przepisana.

— Niema jeszcze naszych nowożeńców, a południe blisko?
— Najjaśniejszy Panie — odparła, z tak wielkim wysiłkiem, że róż miejscami opadł z twarzy — pan de Charny już przybył, czeka na galerji rozkazu wejścia.
— Charny! — powtórzył król, nie zważając na wymowne milczenie królowej. — Charny przybył, niechże wejdzie.
Kilku panów oddaliło się, aby przyprowadzić Charnego.
— Ale — rzekł znów król — południe wybiło i panna młoda powinna już tu być.
W tej chwili ukazał się we drzwiach pan de Charny; usłyszał ostatnie słowa króla i odrzekł:
— Wasza Królewska Mość wybaczyć raczy opóźnienie się panny de Taverney; od śmierci swego ojca, nie opuściła jeszcze łóżka i dziś wstaje po raz pierwszy: byłaby już tu, gdyby nie chwilowa niedyspozycja i omdlenie.
Królowa słuchała, a raczej słyszała, siedząc nieruchomo. Ktoby patrzył na nią, widziałby krew znikającą z jej twarzy i zbiegającą do serca.
Król zauważył, że przybywa towarzystwo i duchowieństwo, rzekł więc:
— Panie de Breteuil, czy załatwiłeś pan rozkaz wygnania Cagliostra?
— Tak, Najjaśniejszy Panie — odparł minister.
— Cóż z la Motte, która twierdzi, że pochodzi z Walezjuszów — zapytał król silnym głosem — czy nie piętnują jej dzisiaj?
— Zdaje się, Najjaśniejszy Panie, że czynią to w tej chwili — odparł kanclerz państwa.
Iskry posypały się z oczu królowej.
Szmer jakiś przebiegł po salonie.
Ludwik XVI mówił dalej ze stanowczością, nieznaną dotąd u niego:
— Pan de Rohan zasmuci się na wieść, że piętnują jego wspólniczkę.
Po słowach tych, po nazwaniu: „wspólnikiem kradzieży“ człowieka, którego parlament uznał za niewinnego; człowieka, — będącego bożyszczem Paryżan; po tym wyrazie, skazującym na imię złodzieja i fałszerza księcia duchownego, król spojrzał na wszystkich z godnością.