Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/69

Ta strona została przepisana.

— Czekaj — mówiła starsza — poszukajmy innego wejścia.
— O, pani najdroższa, jeżeli tu zamknięte to wszędzie tak samo...
— Gdzież zatem jest Laurent jeżeli go tu niema?
— Nie znajdziemy go nigdzie, bo zrobiono nam to umyślnie.
— Masz rację, Andreo kochana, to sprawa króla... O! Ostatnie słowa wyrzekła z pogardą.
Drzwi boczne do ogrodu, znajdowały się w grubym murze i dwie ławki kamienne stały obok. Kobiety padły na nie zrozpaczone.
Widać było światło przez szpary, słychać chód wartownika i szczęk broni. Poza wątłą zaporą, zbawienie; a tu, z tej strony drzwi: wstyd, skandal, śmierć prawie...
— A jutro, jutro! gdy się dowiedzą!... — szeptała starsza dama.
— Opowie pani całą prawdę.
— Czy uwierzą?
— Są przecie dowody. Zresztą żołnierz nie będzie stał całą noc — mówiła młodsza dama, nabierając odwagi — za godzinę, za dwie, zmienią go, a jego następca może będzie usłużniejszy. Czekajmy cierpliwie.
— Tak, ale patrole chodzą po północy i znajdą mnie tutaj, za bramą, ukrywającą się... To niegodnie! Andreo, krew wszystka bije mi do głowy, o mało nie zwarjuję.
— Odwagi! droga pani; czyż ja, słaba i bojaźliwa, powinnam jej pani dodawać?
— Jesteśmy ofiarami spisku, Andreo, jestem pewna. Nigdy przecież drzwi tych nie strzeżono. O! ja tego nie przeżyję!
I padła na ławkę nieprzytomna.
Nagle doleciał je szmer szybkich kroków i jednocześnie słyszeć się dał głos męski, młody, nucący wesołą piosenkę.
— Czyj to głos! — zawołały kobiety.
— O! znam go — powiedziała starsza.
— Zdaje mi się że...
— To on! — szepnęła do Andrei — ah! on nas ocali.
Zbliżył się młody mężczyzna, otulony w futro, i nie spostrzegłszy nikogo, zaczął do drzwi pukać, wołając:
— Laurent!