Król się zachmurzył, pożegnał nas i z pewnością poszedł się o tem przekonać.
Ludwik bywa czasem zazdrosny, wiesz dobrze sama; chciał cię zobaczyć, odmówiono mu wejścia i stąd jego domysły.
— Rzeczywiście, pani Misery miała takie polecenie.
— Otóż, aby się upewnić o twej nieobecności, król wydał rozkaz narażający nas na marznięcie pod drzwiami.
— Przyznaj, hrabio, że to ze strony króla niegodziwie!
— Przyznaję; ale otóż jesteśmy u celu.
— Czy to ten dom?
— Nie podoba ci się siostrzyczko?
— Przeciwnie, zachwyca mnie. A służba twoja?
— Cóż z tego!
— Jak mnie zobaczą?
— Wchodź śmiało, zaręczam, że nikt cię nie ujrzy.
Wyciągnął rękę do drzwi, królowa go wstrzymała.
— Błagam cię, braciszku, bądź ostrożny!
Książę nacisnął sprężynę i drzwi się otworzyły. Królowa nie przestawała się lękać.
— Wejdź, siostrzyczko, wejdź śmiało — mówił książę; widzisz, że niema nikogo.
Królowa spojrzała na pannę de Taverney, i zbierając odwagę przeszła próg, zdając się na opiekę Boską.
Drzwi za nimi przymknęły się cichutko.
Znaleźli się w przedsionku niedużym, wyłożonym marmurem, posadzka była mozajkowa w bukiety kwiatów, a na konsolach stały wazony japońskie, w których kwitły obficie róże stulistne, tak rzadkie w tej porze roku.
Przyjemne ciepło i zapach kwiatów działały o tyle na zmysły, że obie kobiety zapomniały w części o przebytych kłopotach.
— Teraz przynajmniej mamy schronienie — powiedziała królowa — i to schronienie wcale wygodne.
O jedno jeszcze proszę cię, kochany braciszku.
— O co takiego?
— Oddal służbę.
— Bardzo dobrze.
Książę schwycił dzwonek umieszczony w wydrążeniu kolumny i zadzwonił raz jeden.
— Czy w ten sposób oddalasz służbę? — zapytała królowa — sądzićby można, że ją przywołujesz.
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/74
Ta strona została przepisana.