Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/89

Ta strona została przepisana.

— Nic się złego nie stało, król zupełnie rozbrojony! Ale czy wie o wszystkiem? — zapytała Andrea.
— Pojmujesz, Andreo, że się nie kłamie, gdy się jest królową Francji, i gdy nie ma się żadnej winy na sobie.
— Prawda — odpowiedziała, rumieniąc się Andrea.
— A jednakże, droga moja, zdaje się, żeśmy popełniły błąd.
— I to nie jeden zapewne — odpowiedziała panna de Taverney.
— Być może, ale największy ten, żeśmy użaliły się nad losem pani de la Motte; król jej nie lubi co do mnie, muszę przyznać, że mi się podoba.
— Jest Leonard — oznajmiła pani Misery, wracając.
Królowa zasiadła przed tualetą i znakomity fryzjer rozpoczął swoją czynność.
Marja Antonina miała włosy przepyszne, i cała jej zalotność na tem polegała, aby je pozwolić podziwiać.
Wiedział dobrze o tem Leonard i zamiast załatwiać się szybko, jakby to uczynił zapewne z każdą inną kobietą, przedłużał czesanie, by królowa sama sobą napawać się mogła.
Marja Antonina była dziś zadowolona, uradowana nawet, i wyglądała ślicznie; od czasu do czasu przesyłała Andrei spojrzenia pełne serdeczności.
— Ciebie wcale nie zburczano — mówiła — bo wolnej i dumnej, lękają się wszyscy potrosze. Zanadto jesteś nieprzystępna!...
— Ja, Najjaśniejsza Pani — nieśmiało odezwała się baronówna.
— A ty, ty... jesteś postrachem dla wszystkich szpaków dworskich. Boże! jakaś ty szczęśliwa — że jesteś panną, a nadewszystko żeś z tego zadowolona.
Andrea usiłowała się uśmiechnąć, smutną jej twarz pokrył rumieniec.
— Uczyniłam ślub — odrzekła.
— I dotrzymasz go... piękna westalko?... — zapytała królowa.
— Mama nadzieję.
— Ale, ale — zawołała królowa — przypominam sobie.
— Co takiego?
— Że nie będąc zamężną, masz jednak od wczoraj swego pana.