— Pana?...
— Tak, w osobie ukochanego brata; jakże to mu na imię?... Filip, zdaje mi się.
— Tak, Filip, Najjaśniejsza Pani.
— Więc przyjechał?
— Wczoraj.
— I nie widziałaś go jeszcze! Cóż za samolub ze mnie, zabrałam cię do Paryża i rozłączyłam tak kochającą się parę.
— O! Najjaśniejsza Pani — odrzekła z uśmiechem Andrea — przebaczamy to Waszej Królewskiej Mości... oboje z całego serca.
— Napewno?
— Zaręczam za niego i za siebie.
— W jakim on wieku?
— Ma teraz trzydzieści dwa lata.
— Ja znam go lat czternaście, ale nie widziałam od dziewięciu czy dziesięciu.
— Jeżeli Wasza Królewska Mość raczy przyjąć go, będzie się czuł prawdziwie szczęśliwym. Oddalenie nie przyniosło żadnej zmiany w jego pełnej szacunku wierności, którą poprzysiągł królowej.
— Czy mogę widzieć go zaraz?
— Za chwilę może być u nóg Waszej Królewskiej Mości.
— Dobrze, bardzo go pragnę zobaczyć.
Zaledwie królowa wypowiedziała te słowa, gdy ktoś zwinnie, żywo, lekko wsunął się a raczej wskoczył do gabinetu wysłanego kobiercem. Marja Antonina dojrzała twarz filuternie uśmiechniętą w lustrze.
— To ty, bracie d Artois — zawołała — przestraszyłeś mnie ogromnie.
— Dzień dobry Waszej Królewskiej Mości — zawoła! młody książę — jakże Wasza Królewska Mość noc spędziła?
— Bardzo niedobrze, dziękuję ci, mój bracie.
— A poranek?
— Wybornie.
— To najważniejsze. Domyśliłem się odrazu tego, bo spotkałem króla — rozpromienionego rozkosznie. Niema jak zaufanie!
Królowa się roześmiała, hrabia d‘Artois, nie wiedząc
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/90
Ta strona została przepisana.