— Z powodu?
— Chcę traktować o pożyczkę.
— O! — zawołała ze śmiechem królowa — zepsułeś cały swój wzniosły czyn.
— Wszak i ty, siostro — rzekł poważnie hrabia d’Artois — bardzo potrzebujesz pieniędzy. Słowo syna Francji, że oddam ci do rozporządzenia połowę sumy, jaką dostanę.
— Nie, nie, braciszku! — wykrzyknęła królowa — zachowaj całą dla siebie! Mnie, dzięki Bogu, na niczem w tej chwili nie zbywa!
— No, no, nie zapominaj tylko o przypomnieniu mi tej mojej obietnicy, droga siostro.
— Dlaczego?
— Bo mógłbym znaleźć się w niemożności dotrzymania słowa.
— W takim razie muszę i ja postarać się o odkrycie jakiej tajemnicy stanu.
— Widzę, że zziębłaś, droga siostro — powiedział książę — buzia ci posiniała, ostrzegam.
— Otóż właśnie, pan de Taverney powraca z mojemi sankami.
— Czyż ci nie jestem już potrzebny?
— Nie.
— W takim razie odpędź mnie, siostrzyczka, proszę cię o to...
— Dlaczego? czy myślisz, że przeszkadzasz mi w czemkolwiek?
— Bynajmniej, ale ja potrzebuję być wolnym.
— A więc bywaj zdrów, mój kochany.
— Do widzenia, siostro jedyna.
— Kiedy się zobaczymy?...
— Wieczorem.
— Bardzo dobrze, do wieczora zatem!
Po tych słowach, młody książę pożegnał bratową.
Filip de Taverney przez czas trwania tej rozmowy szukał ojca swego. Ujrzawszy go wreszcie, chciał podejść dla powitania go po dziesięcioletniej nieobecności, lecz ten usunął go ręką, mówiąc:
— Później, później; po skończonej służbie przyjdź do mnie, porozmawiamy.
Filip więc wrócił do królowej.
Królowa wsiadła do sanek i kazała Andrei zająć przy
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/99
Ta strona została przepisana.