Strona:PL Dumas - Neron.djvu/103

Ta strona została przepisana.

oka, nie dając czasu na wyrzeczenie słowa lub danie znaku. Rozumiesz? Potrzeba mi takiej trucizny, jaką w tem samem miejscu ongi przygotowaliśmy, doświadczając jej siły na dziku.
— O! rzekła Lokusta głucho — gdyby tylko szło o taką truciznę, a nawet o jeszcze straszniejszą, nic nad to łatwiejszego; lecz gdym ci przyrządzała tę, o jakiej mówisz, wiedziałam dla kogo jest przeznaczoną; wiedziałam, że ma być zadana dziecku. Ale są ludzie, jak Mitridat, na których najsilniejsza trucizna żadnego nie wywiera wpływu, gdyż stopniowo przyzwyczaili swój żołądek do znoszenia soków najjadowitszych i najśmiertelniejszych potraw. Gdyby sztuka moja miała się spotkać z jedną z tych żelaznych natur, trucizna okazałaby się bezskuteczną a ty powiedziałbyś, żem cię oszukała.
— I wtrąciłbym cię napowrót — dodał Neron — do więzienia, w którem ongi pozostawałaś, powierzyłbym cię znowu straży Polliona Juliusza. Uczyniłbym to z pewnością. Zastanów się więc.
— Wymień mi ofiarę, a otrzymasz odpowiedź.
— Powtarzam, że nie mogę, nie chcę ci jej wymienić. Czy nie posiadasz sztuki odgadywania? czarów, za pomocą których stawia się przed twemi oczami mary w zasłonach, od których możesz się wszystkiego dowiedzieć. Próbój. Sam nie chcę wskazać ci ofiary, ale nic wzbraniam ci odgadnąć.
— Nic tu nie mogę uczynić.
— Nie jesteś przecież uwięziona.
— Powrócę za dwie godziny.
— Będę ci towarzyszył.
— Nawet na górę Eskwilińską?
— Wszędzie.