Jakoż na czele orszaku kroczył sam cezar Neron. Szedł z Agrypiną, a pierwszy to raz od śmierci Brytannika matka opierała się na ramieniu syna. Oboje, syn i matka, mieli twarze pogodne, rozradowane, rozmawiali serdecznie, zdawali się być w najlepszem porozumieniu. Zbliżywszy się do triremmy, orszak zatrzymał się, a Neron, wobec całego dworu, uścisnął matkę tkliwie, ze łzami w oczach, jak gdyby z wielkim żalem przychodziło mu się z nią rozstać; wreszcie, rzekomo gwałt sobie zadając, wyrwał się z objęć i zwracając się do przywódcy triremmy, rzekł:
— Anicetusie, powierzam ci moją matkę, pamiętaj, głową mi za nią odpowiesz!
Agrvpina weszła na triremmę, która odpłynęła powoli od brzegu. Neron stał pewien czas na brzegu, żegnając matkę czule, a ta mu odpowiadała z okrętu. Dopiero gdy statek znacznie się oddalił, Neron wrócił do Bauli, Agrypina zaś zeszła do przygotowanej dla siebie kajuty.
Zaledwie się położyła na purpurowem łożu, gdy podniosła się opona i młoda dziewica, blada i drżąca, padła jej do nóg, wołając:
— O moja matko! moja matko! ratuj mnie!
Agrypinę w pierwszej chwili przejęła trwoga, która jednak ustąpiła zdziwieniu, gdy poznała w przybyłej piękną Koryntjankę. Rzekła tedy, wyciągając do niej rękę:
— Aktea! Ty tu, na moim okręcie, błagająca o ratunek... I od kogoż mam ratować ciebie, dziecko drogie? Jesteś przecie zaiste potężna, skoroś mi syna miłość przywrócić zdołała?
— Ratuj mnie i broń od niego, ode mnie samej, od mojej miłości... Od tego dworu, który
Strona:PL Dumas - Neron.djvu/110
Ta strona została przepisana.