Strona:PL Dumas - Neron.djvu/111

Ta strona została przepisana.

mnie przeraża; od tego świata, tak dla mnie nowego, niepojętego...
— Biedaczko, uspokój się najprzód — rzekła Agrypina. — Przypominam sobie, żeś znikła w połowie uczty. Neron pytał się o ciebie, kazał cię szukać. Dlaczegożeś uciekła?
— Dlaczego? Ty się o to pytasz? Czy może uczciwa kobieta... ach przebacz!... uczestniczyć w podobnej biesiadzie, na widok której rumieniłyby się ze wstydu same nawet kapłanki Wenery? O moja matko!... Czyś nie słyszała tych pieśni? czyś nie widziała tych nagich niewiast... tych kuglarzy, których każde poruszenie było hańbą, nietyle dla nich, ile dla tych, którzy patrzeć na to byli zmuszeni! Nie mogłam znieść podobnego widoku, uciekłam do ogrodu. Ale tam... znowu to samo... Te ogrody były zaludnione, jak starożytne lasy: przy każdem źródle mieszkała jakaś Nimfa bezwstydna; każdy krzak ukrywał jakiegoś rozpustnego Satyra... I czy dasz temu wiarę, matko? Między tymi mężczyznami i niewiastami, poznawałam matrony i patrycjuszów... Uciekłam więc z ogrodów z równą zgrozą, jak od stołu... Znalazłam się na drodze do morza, rzuciłam się na brzeg... spostrzegłam triremnę i poznałam, że to twoja. Oznajmiłam, że należę do twego orszaku i mam czekać na ciebie. Wpuszczono mnie, a wśród majtków i żołnierzy, tych ludzi nieokrzesanych, uczułam się spokojniejsza, zaczęłam oddychać swobodniej, niż u stołu Nerona, który przecież otaczały najznamienitsze postacie Rzymu.
— Biedne dziecię! Czegóż ode mnie żądasz?
— Schroniska w twoim domu przy jeziorze