Strona:PL Dumas - Neron.djvu/113

Ta strona została przepisana.

miast zbliżać się ku Puzzoli, oddalamy się od niej całą siłą żaglów i wioseł.
— W samej rzeczy — szepnęła Agrypina — cóżby to miało znaczyć? Gallusie! Gallusie!...
Młody patrycjusz rzymski ukazał się w drzwiach — Agrypina zwróciła się do niego z poleceniem:
— Powiedz, Gallusie, Anicetusowi, że mówić z nim pragnę.
Gallus wyszedł z Acerronją.
Naraz kajutę zaległy ciemności.
— Sprawiedliwe bogi! — zawołała Agrypina latarnie gasną jakby mocą czarów... Akteo, Akteo, coś mi tu zgotowano niegodziwego... Ach! ostrzegano mnie, żebym nie jechała do Bauli, ale nie chciałam słuchać nierozsądna!... Cóż więc, Gallusie? zapytała młodego patrycjusza, który wrócił do kajuty.
— Anicetus nie może stawić się na twe rozkazy: zajęty jest spuszczaniem łodzi na morze.
— Pójdę więc sama do niego... Ach!... co znaczy ten hałas nad nami... Na Jowisza! jesteśmy skazani... Oto okręt się rozpada!
Jakoż zaledwie Agrypina wyrzekła te słowa, rzucając się w objęcia Aktei, gdy runął z łoskotem unoszący się nad ich głowami pomost, który tworzył sufit kajuty...
Agrypina i Aktea uważały się za zgubione; szczęśliwym trafem jednak podpory baldachimu, wznoszącego się nad łożem były tak silne, że utrzymały ciężar walącego się sklepienia, którego drugi koniec zmiażdżył Gallusa, stojącego u wnijścia do kajuty. Agrypina i Aktea ocalały pod baldachimem.
Naraz zgiełk i wielkie krzyki rozległy się na pokładzie statku, jednocześnie pod kajutą dał się