Strona:PL Dumas - Neron.djvu/114

Ta strona została przepisana.

słyszeć głuchy szmer i obie kobiety uczuły, że podłoga usuwa się z pod ich stóp... Spód statku rozpadał się, jakby o skałę podwodną strzaskany; woda gwałtownie wdzierała się do wnętrza triremmy.
Agrypina domyśliła się strasznej prawdy; rzekoma katastrofa była wyrokiem cezara, po mistrzowsku obmyślonym i upozorowanym. Obejrzała się wokoło: tu sufit zawieszony na włosku i grożący zmiażdżeniem — tam woda, wdzierająca się gwałtownie. Ale okno było jeszcze otwarte: to jedyna droga ocalenia. Pociągnęła więc ku niemu Akteę, dając znak, aby milczała szybkiem i nakazującem skinieniem, które mówiło, że tu idzie o życie, i obie, nie patrząc za siebie, bez wahania, wyskoczyły przez nie, trzymając się za ręce.
Mniemały w pierwszej chwili, że jakaś piekielna potęga wtrąciła je w najgłębsze otchłanie morza. Strzaskany statek, kołując, szedł na dno, a wir, przez to tworzony, porwał je za sobą. Zanurzały się tak przez kilka sekund, które im zdały się wiekiem. Wreszcie uczuły, że się już przestają zagłębiać, potem, że płyną w górę, nakoniec, wpół omdlałe, wróciły na powierzchnię.
W tej chwili, jakby przez zasłonę, ujrzały jakąś głowę, ukazującą się przy łodziach, jednocześnie usłyszały rozpaczliwe wołanie:
— Jestem Agrypina, jestem matka cezara, ratujcie mnie!
Aktea także chciała wołać o pomoc, ale Agrypina zasłoniła jej usta dłonią, więc głos jej wydał tylko dźwięki stłumione i niewyraźne. Po chwili, Agrypina, utrzymująca się na wodzie jedną ręką, ukazała jej drugą wiosło, podnoszące się i rozbijające głowę Acerronji, która była tak niebaczną, iż wzywała na ratunek morderców, nasłanych na Agrypinę, mieniąc się matką cezara...