Strona:PL Dumas - Neron.djvu/127

Ta strona została przepisana.
I

Neron przepędził resztę nocy bezsennie i w nie ustannej obawie; nie był pewny, czy Anicetus potrafi zbliżyć się do jego matki, sądził bowiem, że się tylko na chwilę zatrzymała w swej willi i że to, co mu kazała powiedzieć o potrzebie spoczynku, było tylko środkiem zyskania czasu i udania się bez przeszkody do Rzymu. Już widział w zatrwożonej wyobraźni, jak wyniosła i z silnem postanowieniem zemsty wjeżdżała do stolicy, jak przemawiała do ludu, uzbrajała niewolników i rozkazywała zwołać Senat, aby przed nim domagać się sprawiedliwości za potworny zamach na morzu, za swe rany, za swych zamordowanych przyjaciół. Na każdy szelest drżał jak dziecię. Mimo bowiem swej władzy, obawiał się matki bardzo: wiedział dobrze, do czego była zdolna, a biorąc miarę z tego, co uczyniła dla wywyższenia go, przewidywał też, co może uczynić w celach zemsty.
Dopiero nad ranem przybył do pałacu Bauli niewolnik Anicetusa, a stanąwszy przed cezarem, padł na kolana i oddał mu własny jego pierścień, pomierzony mordercy na znak nieograniczonej swobody działania. Zwrot tego pierścienia był znakiem, że krwawe zlecenie zostało wypełnione. Zobaczywszy pierścień, Neron zerwał się z loża i zawołał z triumfem:
— Nareszcie! Teraz dopiero czuję się sobą,