Strona:PL Dumas - Neron.djvu/129

Ta strona została przepisana.

i tkliwie. Przepłynąwszy zatokę, w której chciał ją utopić, przybił do brzegu, na który wysiadła raniona i umierająca, i udał się do willi w towarzystwie Seneki, Borrusa, Sporusa i kilku jeszcze dworzan.
Przeszedł schody krokiem poważnym, jak przystało na zbolałego syna, który ma oglądać zwłoki ukochanej swej matki. Zbliżywszy się potem do korytarza, wiodącego do jej komnaty, dał znak ręką, aby nie szli dalej ci, którzy mu towarzyszyli, zatrzymując tylko Sporusa, jak gdyby nie chciał mieć świadków swej rozpaczy. U drzwi stanął na chwilę, wsparł się o ścianę i zasłonił twarz połą od płaszcza, jakby dla ukrycia łez, w istocie zaś dla otarcia potu, spływającego po czole; wreszcie otworzył drzwi nagłym i stanowczym ruchem i wszedł do komnaty.
Agrypina leżała na łożu. Musiał zapewne morderca wszelkich użyć starań, aby na twarzy nie było śladów zbrodni: trwogi, przerażenia, przymusu. Zdawało się, że spała; przykrywał ją płaszcz tak, iż tylko odkryta była głowa, część piersi i ramiona, którym śmierć nadała pozór ciemnego, niebieskawego marmuru.
Neron stanął przy łożu, mając zawsze przy sobie Sporusa, którego oczy, bardziej jeszcze nieczułe i zimne niż oczy jego pana, patrzyły na trupa z obojętną ciekawością, jak na posąg zwalony z podstawy. Po chwili rozjaśniło się oblicze matkobójcy: wszystkie jego powątpiewania rozwiały się, wszystkie obawy prysły — teraz świat, władza, przyszłość do niego należą wyłącznie. Nikt nie ośmieli się stanąć przeciw jego potędze, bo ta, której się najbardziej lękał, z wszelką pewnością nie żyje.