młoda Koryntjanka ułamała kilka gałązek pomarańczowych i laurowych, z zamiarem uwicia wieńca i złożenia go w świątyni Flory, której miesiąc maj był poświęcony: potem krokiem powolnym, ciekawym i bojaźliwym zarazem, postąpiła ku morzu, splatając wonne gałązki.
Tymczasem zbliżyła się biremma[1] i już nietylko mogła dziewica słyszeć dokładnie melodję, ale nawet widzieć twarze śpiewaków: jeden koryfeusz śpiewał inwokację do Neptuna którą za każdym zwrotem powtarzały chóry w tak słodkim i subtelnym rytmie, że całość harmonji zdawała się naśladować regularne poruszenia majtków, zginających się ku wiosłom i wioseł spadających do morza. Koryfeusz, śpiewający główną melodję, zdawał się być panem statku; stał przy sztabie i akompanjował sobie na cytrze o trzech strunach, podobnej do tej, którą snycerze dają Euterpie, Muzie harmonji; u nóg jego leżał niewolnik okryty długą, azjatycką szatą, której krój zdawał się być właściwy tak obu płciom, iż młoda dziewica nie poznała, czyli to był mężczyzna czy kobieta. Muzykalni wioślarze stali przy swoich ławach i takt wybijali rękami, dziękując Neptunowi za przychylny wiatr, który ich darzył wypoczynkiem.
Widok ten, który na dwa wieki przedtem, ściągnąłby zaledwie uwagę dziecka, szukającego konch w piasku nadmorskim, zdziwił w najwyższym stopniu młodą dziewczynę. Korynt nie był już tem, czem za czasów Sylli: wspólzawodnikiem i bratem Aten; konsul Mummiusz, zdobywszy go szturmem w roku 608 od założenia Rzy-
- ↑ Statek o dwóch rzędach wioseł.