Strona:PL Dumas - Neron.djvu/131

Ta strona została przepisana.

— Ja kocham — odparła.
Po chwili milczenia, zapytał znowu:
— Czego pragniesz?
— Schronienia, w którem mogłabym myśleć o nim i płakać.
— Czy czujesz się na siłach pójść za mną?
— Idźmy — rzekła Aktea, usiłując powstać.
— Niepodobna w tej chwili, moja córko: jak chronisz się przed namiętnością, tak ja przed surowością tych, którzy mnie osądzili; możemy drogę naszą odbywać tylko w ciemnościach. Czyś gotowa pójść ze mną wieczorem?
— Chętnie, mój ojcze.
— I nie zastrasza cię podróż nużąca, długa, ciebie, tak wątłą, tak delikatną?
— Dziewczęta mojego kraju nawykłe są biegać za łanią w najgęstszych lasach i w górach najniedostępniejszych.
— Tymoteuszu — rzekł starzec, zwracając się rybaka — zawołaj Sylasa.
Rybak wziął ciemny płaszcz Pawła, przywiązał go do długiej żerdzi, wyszedł przez drzwi swej chaty i utkwił żerdź w ziemi.
Znak ten snać postrzeżono niezwłocznie, gdyż niebawem człowiek jakiś zszedł z góry Nizydy w nadbrzeżną dolinę, wsiadł do małej łódki i odwiązawszy ją od brzegu, rączo wiosłował ku przylądkowi; po kwadransie, już przybił do brzegu, o sto kroków od domu, w którym był oczekiwany, a w pięć minut potem ukazał się we drzwiach.
Po miedzianej cerze, po opasującym głowę zawoju, po rysach wyrazistych, można było poznać w nim odrazu syna piaszczystej Arabji. Wszedł w postawie pełnej uszanowania, niemal kornej i pozdrowił Pawła w języku nieznanym. Ten od-