Gdym pojął małżonkę, zostałem ojcem dziecięcia kalekiego i niemego. Ale chociaż zostało ono gniewem niebios dotknięte, kochaliśmy je całem sercem. I oto dziecię nasze sprzedano wczoraj tym nikczemnikom, którzy ludzką niedolą frymarczą; którzy wiedząc, co może przynieść ułomność, wzbogacają się, każąc żebrać dla siebie na placach Rzymu nieszczęśliwym; codziennie otwierają im rany, kaleczą ciało, aby ono wciąż się jątrzyło... I jutro, jutro porywają moje dziecię na te męczarnie, uprowadzają to biedne niewiniątko, które niema nawet głosu do uskarżenia się, do wezwania naszej pomocy, naszego przekleństwa na katów krwi naszej!...
— A gdyby Bóg uleczył twe dziecię? — zapytał starzec.
— O! wtenczas zostawionoby je nam — zawołał niewolnik — bo ci nikczemnicy sprzedają, i kupują jego nędzę, jego niedolę, jego kalectwo. Gdyby chodziło i mówiło, byłoby to dziecię, jak wszystkie inne dzieci, i miałoby wartość dopiero, zostawszy człowiekiem.
— Zaprowadź mnie do niego — rzekł Paweł.
Niewolnik powstał, spojrzał na apostoła ze zdumieniem, promień nadziei zajaśniał w załzawionych oczach. Ulegając rozkazowi, otworzył drzwi i wprowadził starca do sąsiedniej izby. Tam, na słomie na ziemi rozesłanej, siedziało pięcioletnie dziecko, głuche i nieme, a obok leżała matka, podobna do posągu rozpaczy.
Oblicze apostoła przybrało wyraz skupienia. Wzniósł oczy ku niebu i przez czas pewien stał zatopiony w modlitwie. Potem wyciągnął rękę ku dziecięciu i rzekł:
— W imię Boga żywego, który stworzył niebo i ziemię, powstań i mów!
Strona:PL Dumas - Neron.djvu/147
Ta strona została przepisana.