Strona:PL Dumas - Neron.djvu/16

Ta strona została przepisana.

ce dla kochanków, poetów i wojowników. Ktokolwiek jesteś, przyjmij ten, nim pozyskasz inny, po który zapewne przybywasz.
Młody człowiek żywo ujął i włożył na swą głowę wieniec, który mu podawała Koryntjanki.
— Bogowie są nam przychylni! — zawołał. — Drzewo pomarańczowe, to jabłoń Hesperidow, której złote owoce dały zwycięstwo Hippomenowi, wstrzymując bieg Atalanty, a ten laur różowy, to drzewo ulubione przez Apolina. — Jak się nazywasz, proroczko szczęścia?
— Nazywam się Aktea — odpowiedziała rumieniąc się dziewica.
— Aktea! — zawołał starszy z przybylców. — Słyszysz, Sporusie? Nowa wróżba: Akte, znaczy brzeg. Tak więc ziemia Koryntu czekała na mnie z swym wieńcem.
— Cóż w tem dziwnego? Czyż nie jesteś ulabieńcem bogów, Lucjuszu? — odpowiedziało dziecię.
— Jeśli się nie mylę — zapytała bojażliwa dziewica — przybywasz dla ubiegania się o jedną z nagród, obiecanych zwycięzcom przez prokonsula rzymskiego?
— Łączysz talent odgadywania z darem piękności — rzekł Lucjusz.
— I masz pewnie krewnych w Koryncie?
— Cała moja rodzina jest w Rzymie.
— Może przyjaciela?
— Jedynym moim przyjacielem jest ten, ktérego widzisz, i jak ja jest obcy w Koryncie.
— Może więc jakich znajomych?
— Żadnych.
— Dom nasz jest obszerny, a mój ojciec gościnny — rzekła dalej dziewica. — Czy Lucjusz