jest zaledwie od dnia wczorajszego. Może miałabym odwagę sama umrzeć wśród męczarni, ale nie będę mogła patrzeć na twoje udręczenia... Zlituj się Sylasie...
— Dobrze, stanę do walki — rzekł Sylas — jestem bowiem pewny, że nie minie mnie to szczęście, które mi dzisiaj wydzierasz.
To rzekłszy, dał rozkazujący znak niewolnikom i zawołał wyniośle:
— Konia, miecz i oszczepy!
Usłyszawszy rozkaz Sylasa, tłum grzmiącemi wybuchnął oklaskami, spodziewając się, że ujrzy walki herkulesowe, zdolne wstrząsnąć do głębi najbardziej wygasłe serca.
Sylas zbliżył się do konia: był on także synem Arabji. Dwaj współziomkowie poznali się; człowiek przemówił do konia kilka wyrazów w języku nieznanym, a szlachetne zwierzę zarżało, jakby pojmując ich znaczenie. Wówczas Sylas zrzucił z grzbietu konia siodło, uwolnił go od wędzidła, a rumak wdzięcznemi skokami okazywał radość z uwolnienia go od tego jarzma, które obrażało jego dumę.
Z kolei Sylas odrzucił te części odzieży, któreby mu swobodę ruchów krępowały, zwinął swój płaszcz czerwony około lewego ramienia, pozostał tylko w tunice i zawoju. Przypasał potem miecz, wziął do ręki oszczepy, przywołał konia, który mu był posłuszny, jako ułaskawiona gazella, dosiadł go, trzykroć okrążyć drzewo, do którego była przywiązana Aktea, podobny do Perseusza, występującego w obronie Andromedy.
Rumaka kierował tylko głosem i dotknięciem kolan; znać było, że duma Araba zaczęła brać górę nad pokorą chrześcijanina.
Strona:PL Dumas - Neron.djvu/185
Ta strona została przepisana.