Strona:PL Dumas - Neron.djvu/189

Ta strona została przepisana.

jeszcze rumak przesunął się po arenie z szybkością błyskawicy, podobny do mitycznego zjawiska, do piekielnego bieguna, odprzężonego od rydwanu Plutona, a za każdym razem lew zbliżał się do niego bez widocznych wysiłków, bies gnąc z nim już teraz niemal równolegle. Wreszcie koń widząc, iż ujść nie zdoła, stanął przy kracie dęba, bijąc konwulsyjnie powietrze przede niemi nogami. Wówczas lew zaczął zbliżać zwolna, jak zwycięzca, pewny, że mu ofiara już ujść nie zdoła; chwilami przystawał, ryknął, grzywą wstrząsnął, szarpnął piasek szponami i znowu się zbliżał. Rumak stał pewien czas, jak odrętwiały, jakby przybity do miejsca strasznym wzrokiem wroga, potem padł i rzucał się rozpaczliwie po piasku. W tej chwili druga strzała wyleciała z łuku Sylasa i utkwiła głęboko między żebrami lwa. Człowiek przychodził na pomoc koniowi i zwracał na siebie wściekłość lwa, którą ten niedawno od niego odwrócił.
Lew zrozumiawszy, że w pobliżu znajduje się wróg niebezpieczniejszy, od tego, którego pokonał samym wzrokiem, spostrzegł Sylasa, gdy ten, dobywszy z za pasa trzecią strzałę, kładł ją szybko na cięciwę. Zwierz stał przez chwilę, jakby badając człowieka, a korzystając z tego, Sylas wyrzucił nowy pocisk, raniąc nim kark zwierza. To, co potem nastąpiło, wydało się jakby zwrotami huraganu. Lew rzucił się na człowieka, człowiek przyjął go oszczepem, potem człowiek i lew potoczyli się razem na ziemię. Ujrzano wylatujące w powietrze szmaty ciała, a najbliżsi widzowie zostali przejęci dreszczem.
Aktea jękiem rozpaczy pożegnała Sylasa Nie miała już obrońcy, ale nie miała i nieprzyjaciela;