że listy, które odebrał cezar podczas widowiska a które tak silnie go poruszyły, oznajmiały o buncie legji hiszpańskiej i galijskiej, pod dowództwem Galby i Windeksa.
W trzy miesiące po opowiedzianych wypad*kach, przy schyłku dżdżystego dnia, pięciu jeźdźców wyjechało z Rzymu przez bramę Nomentańską i udało się drogą tejże nazwy. Jadący przodem nie miał na nogach obuwia, odziany był w tunikę niebieską, na którą narzucił wielki ciemny płaszcz, a głowę osłonił tak szczelnie, że twarzy nie można było dostrzec. Uczynił to może z powodu ulewnego deszczu, a może dlatego, żeby nie być poznanym.
Deszcz padał rzęsistszy, wkrótce zaś połączył się z nim huragan, ze straszliwemi grzmotami i błyskawicami. Lecz na burzę nie zwracano uwagi, bo na ziemi dziwne się działy rzeczy. Tu równie burza szalała. W ogrodach cezara słychać było krzyki, podobne do wrzawy rozhukanego oceanu. Po drogach snuły się tajemnicze gromady, a żołnierze pretorjańscy, opuściwszy swe koszary w obrębie Rzymu, obozowali poza miastem, za bramami Salaryjską i Nomentańską, gdyż tu czuli się bezpieczniej. Słowem była to jedna z tych złowrogich nocy, podczas których odbywają się przewroty na niebie i ziemi.
Gromadka jezdnych, dążąca drogą Nomentańską, miała pozór ludzi strwożonych, uchodzących przed niebezpieczeństwem. Jej przywódca