snać był przedmiotem szczególnego gniewu bogów i ludzi, bo gdy opuszczał Rzym, ziemia zadrżała w swoich posadach. Wstrząśnienie to było bardzo silne, a objęło przestrzeń od krańca Appenin do podnóża Alp. Powtórzyło się ono kilkakrotnie przyczem ziemia tak się kołysała, że konie tajemniczych jeźdźców przypadały na kolana. Gdy jeźdźcy owi przebywali most, rzucony przez Tyber, zauważyli, iż rzeka, zamiast płynąć nrmalnie ku morzu, zwróciła się burzliwie ku żródłom swoim, co się raz tylko zdarzyło, a mianowicie w chwili, gdy Juljusz Cezar został zamordowany. Niebawem jeźdźcy znaleźli się na wzgórzu, z którego można było objąć wzrokiem cały Rzym. Stał tam cyprys tak stary, jak to miasto.
Sędziwego drzewa nie tknęły największe huragany, oszczędziły go najburzliwsze przewroty społeczne, a oto teraz strzaskał go piorun, jednocześnie zaś tajemniczą gromadkę owionął jakby obłok płomienny.
Przywódca gromady, za każdą groźbą żywiołów, wydawał głuche jęki i mimo ostrzeżeń towarzyszy, naglił konia do pośpiechu. O pół mili od miasta, spostrzeżono gromadę wieśniaków, którzy nie zważając na burzę, dążyli do Rzymu i to w świątecznych szatach, z czapkami wyzwoleńców na głowach. Na ten widok, człowiek z zasłoniętą twarzą chciał zwrócić w bok i uchodzić przez pole; ale towarzysz ujął konia jego za uzdę i zmusił do pozostania na drodze. Gdy wieśniacy się zbliżyli, jeden z nich zapytał tajemniczych jeźdźców:
— Czy jedziecie z Rzymu?
— Tak jest — odpowiedział towarzysz zasłoniętego jeźdźca.
Strona:PL Dumas - Neron.djvu/194
Ta strona została przepisana.