Strona:PL Dumas - Neron.djvu/195

Ta strona została przepisana.

— Cóż tam słychać o Ahenobarbie?
Człowiek zasłonięty zadrżał.
— Podobno uciekł — rzekł towarzysz.
— A czy wiadomo dokąd?
— Ku Neapolowi. Mówią, że go widziano na drodze Appijskiej.
— Dzięki wam — rzekli wieśniacy i udali się dalej, wznosząc okrzyki:
— Niech żyje Galba! Śmierć Neronowi!
Okrzykom tym zawtórowały głosy obozujących za miastem pretorjanów.
Tajemniczy jeźdźcy spotkali o pół mili cały oddział żołnierzy.
— Coście za jedni? — zapytał jeden hastatus, zagradzając im drogę swą włócznią.
— Stronnicy Galby, szukamy Nerona — od*parł jeździec.
— Życzę wam lepszego szczęścia niż nasze — rzekł dekurjon.
— Jakto?
— Powiedziano nam, że Neron uchodzi tą drogą, spostrzegłszy przeto człowieka, pędzącego galopem, mniemaliśmy, że to był on.
— I cóż?... — zapytał głosem drżącym osłonięty.
— Zabiliśmy go — odparł dekurjon — lecz obejrzawszy trupa, przekonaliśmy się, żeśmy się pomylili; bądźcie więc szczęśliwsi i niech was Jowisz prowadzi!
Osłonięty chciał znów pędzić galopem, lecz towarzysze znów mu zatrzymali konia. Jechał zatem dalej wolno. O pięćset kroków, koń jego potknął się o trupa, leżącego na ziemi i tak gwałtownie w bok uskoczył, że zasłona opadła z twarzy jeźdźca. W tej chwili nadjechał żołnierz pretorjański, wracający z urlopu.