Lucjusz i Aktea udali się w drogę. Po kilku chwilach przebyli bramę północną i weszli na ścieżkę, wiodącą do cytadeli. Dwa razy zatrzymywała się Aktea: raz aby ukazać Lucjuszowi groby dzieci Medei; drugi aby ukazać miejsce, w którem Bellerofon otrzymał z rąk Minerwy konia Pegaza. Nakoniec zbliżyli się do cytadeli. U wnijścia przytykającej do niej świątyni, Lucjusz poznał posąg Wenery, okryty świetną zbroją. Po prawej jego stronie znajdował się posąg Miłości, a po lewej Słońca, pierwszego z bóstw, które czczono w Koryncie. Lucjusz upadł na twarz i modlił się.
Po dopełnieniu tego pobożnego obowiązku, młoda para udała się ścieżką, przerzynającą święty gaj i wiodącą na wierzchołek pagórka.
Wieczór był pogodny, niebo czyste, a morze spokojne. Koryntjanka szła przodem, podobna do Wenery, wiodącej Eneasza drogą do Kartaginy. Lucjusz, idąc za nią, napawał się wonnościami, jakie wydawały sploty jej gęstych warkoczy. Ona co chwila obracała się, a że wyszedłszy z miasta, spuściła na ramiona zasłonę, Rzymianin pożerał płonacemi oczyma tę śliczną głowę, którą chód przyśpieszony okrasił barwą nową. W miarę, jak wchodzili na górę, widnokrąg coraz bardziej się rozszerzał. Przybywszy nakoniec na szczyt pagórka, Aktea stanęła pod morwą i oparłszy się o nią dla odetchnienia, rzekła do Lucjusza:
— Jesteśmy na miejscu. Co mówisz o tym widoku? Czyż on nie dorównywa okolicom Neapolu?
Rzymianin milcząc zbliżył się do niej, oparł się ręką na gałęzi drzewa i zamiast przypatrywać się widokowi, wlepił w Akteę wzrok tak pałający miłością, że dziewica, czując występujące na twarz
Strona:PL Dumas - Neron.djvu/29
Ta strona została przepisana.