Strona:PL Dumas - Neron.djvu/50

Ta strona została przepisana.

uspokoiło nagle swą powierzchnię, przybierając postać pstrej łąki, mieniącej się tysiącznemi barwami. Na ostatni dźwięk trąb, spadł łańcuch i cztery wozy ruszyły pełnym galopem.
W pierwszych dwuch okrążeniach przeciwnicy z niewielką różnicą zachowali swe stanowiska, jednak przymioty koni zaczynały się już zaznaczać w oczach widzów, znających się na rzeczy. Syryjczyk z trudnością hamował swe rumaki o silnych głowach i wysmukłych członkach, nawykłe do gonitw w pustyni, których dzikość wytrwałością i sztuką potrafił ukrócić i nagiąć pod jarzmo; widocznem było, że gdyby tylko zostawił im całą swobodę, uniosłyby go z chyżością wichru równikowego, który nieraz prześcigały w piaszczystych dolinach, rozciągających się od gór Judy do brzegów jeziora Asfaltydy. Ateńczyk swoje konie miał z Tracji; lecz miękki i dumny jak bohater, którego się mienił potomkiem, ich wychowanie zostawił niewolnikom i dawało się czuć, że zaprząg jego ręką wiedziony i głosem nieznanym, źle go wesprze w stanowczej potrzebie. Tesalijczyk, przeciwnie, zdawał się duszą swych biegunów z Eulidy, które wykarmił własną ręką i ćwiczył stokroć w tych miejscach, gdzie Achilles ujeżdżał swoje, między Peneusem i Enipem. Co do Lucjusza, ten bezwątpieniania wynalazł ową rasę koni Selennutów, o których mówi Wirgiljusz, że ich klacze zostały zapłodnione przez wiatr, gdyż, chociaż miał najdłuższą drogę, bez żadnych wysiłków, bez naglenia lub hamowania, galopem, który był ich zwykłym chodem, nietylko utrzymał swe stanowisko, lecz widocznie dużo zyskał.
W trzeciem okrążeniu przewaga ta zaczęła się wyraźniej zaznaczać: Ateńczyk zyskał na Tesalijczyku, który był najdalej ze wszystkich współza-