za sobą, stanęły u celu, przebywszy odległość wymaganą, to jest obieglszy siedm razy tor.
Rozległy się szalone krzyki. Ten młody Rzymianin, którego nikt nie znał, zwycięzca w zapasach wczorajszych, zwycięzca w gonitwach dzisiejszych, to Tezeusz, to Kastor, to Apollo może... W każdym jednak razie jest niewątpliwie ulubieńcem bogów. Tymczasem Lucjusz, jakby nawykły do triumfów podobnych, z lekkością wskakując z wozu na krawędź, wszedł na kilka stopni, wiodących do piedestału i na nim ukazał się widzom. Herold ogłasza jego imię i zwycięstwo, a prokonsul Lentulus schodzi z trybuny, podaje mu palmę idumeneńską, wieńczy skronie jego koroną z liści złotych i srebrnych, przeplatanych purpurowemi wstęgami. Co do nagrody w złotej monecie i w naczyniu miedzianem, Lucjusz oddał ją prokonsulowi, aby w jego imieniu rozdana była ubogim.
Potem skinął na Sporusa, który przybiegł trzymając w ręku gołębicę, wziętą z klatki Aktei.
Lucjusz przywiązał u szyi ptaka Wenery purpurową wstążkę, do której przytwierdzone były dwa liście złote z korony i puścił tego gońca zwycięstwa, który szybkim loteim skierował się ku domowi Amiklesa.
Dwa zwycięstwa Lucjusza i towarzyszące im dziwne okoliczności, wywarły głębokie wrażenie na umysłach widzów. Grecja była niegdyś krainą ulubioną przez bogów. Apollo, wygnany z nieba,