Strona:PL Dumas - Neron.djvu/66

Ta strona została przepisana.

— Odkąd siebie poznałam.
— Jesteś więc zapewne przywiązana do niego?
— Jak córka do ojca.
— Zbliż się więc do mnie — chcę mówić o nim.
Sabina posłuchała z widocznym wstrętem. Aktea, biorąc to za uczucie bojaźni, wzięła ją dobrotliwie za rękę: była zimna, jak marmur; po chwili posłuszna naleganiom swej pani, usiadła przy jej łożu.
— Czy nie widziałam cię przedtem? — dopytywała się Aktea.
— Nie sądzę — odrzekła z przymusem niewolnica.
— W stadjonie, w cyrku, w teatrze?
— Na krok nie opuszczałam biremmy.
— Nie byłaś więc obecna przy triumfach Lucjusza?
— Jestem do nich przyzwyczajona.
Znów nastąpiło milczenie po tych zapytaniach i odpowiedziach, zamienianych z jednej strony ze wzrastającą ciekawością, z drugiej z wyraźną niechęcią. To ostatnie uczucie było tak widoczne, że nie mogło ujść uwagi Aktei.
— Słuchaj, Sabino — rzekła Koryntjanka — widzę, jak wiele cię kosztuje strata dawnego pana: powiem zatem Lucjuszowi, że go nie chcesz opuścić.
— Nie czyń tego — zawołała ze drżeniem niewolnica — gdy Lucjusz rozkazuje, trzeba mu być posłuszną.
— Więc jest tak straszny gdy się gniewa? — spytała Aktea z uśmiechem.
— Okropny! odparła niewolnica z takim wyrazem trwogi, że Aktea zadrżała mimowolnie.