Strona:PL Dumas - Neron.djvu/67

Ta strona została przepisana.

— A jednak zdają się go kochać ci, co go otaczają: ten młody Sporus...
— Sporus! — powtórzyła głucho niewolnica.
Aktea nagle zamilkła; wyjaśniły się jej wspomnienia: Sabina była podobna do Sporusa, a to podobieństwo było tak wielkie, że zdziwiła się, iż odrazu tego nie spostrzegła. Ujęła dziewczynę za obie ręce i wpatrując się w nią przenikliwie, zapytała:\
— Czy znasz Sporusa?
— To mój brat — wyszeptała.
— Gdzież on jest?
— Został w Koryncie.
W tej chwili drzwi się otworzyły: wszedł miody Rzymianin; Aktea zaś, trzymająca jeszcze obie ręce Sabiny, uczuła dreszcz, przebiegający nerwy niewolnicy. Lucjusz obrzucił badawczym, dziwnie przybijającym wzrokiem obie dziewczyny i po chwili milczenia zapytał:
— Czy moja piękna nie zechce skorzystać z ukazania się Jutrzenki i odetchnąć świeżem powietrzem poranku? W brzmieniu tego głosu, tak spokojnego i łagodnego napozór, było jednak coś rozkazującego i jakby szarpiącego. Aktea zauważyła to teraz dopiero i jednocześnie ogarnęło ją takie uczucie trwogi, że pytanie wzięła za rozkaz. Ale siły jej nie dopisały i byłaby upadła, gdyby Lucjusz skwapliwie jej nie wsparł. Uczuła się uniesiona na rękach kochanka, jak gołębica w szponach orła; cała drżąca, nie pojmując pobudek przestrachu, oniemiała, z zawartemi oczyma, pozwoliła nieść się z takiem uczuciem, jakby miała być wrzucona do przepaści.
Na pokładzie statku, pod wpływem jędrnych powiewów morskich, ocknęła się z dziwnego wra-