Strona:PL Dumas - Neron.djvu/68

Ta strona została przepisana.

żenia. Chociaż oczy miała jeszcze zamknięte, czuła jednak, że już nic znajduje się w objęciach Lucjusza. Jakoż podniósłszy powieki, przekonała się, że leżała w złocistej siatce, jednym końcem przytwierdzonej do masztu, drugim do małej rzeźbionej kolumny. Lucjusz, wsparty o maszt, stał przy niej.
W nocy, okręt, gnany przychylnym wiatrem, wypłynął z zatoki Korynckiej i okrążywszy przylądek Elis, wślizgnął się między Zacyrt i Cefalonię: słońce ukazało się z poza tych dwóch wysp, a pierwsze jego promienie oświeciły szczyty gór, przedzielających je na dwie części, chociaż krańce zachodu tonęły jeszcze w cieniu. Aktea, zwracając się do Lucjusza, spytała:
— Czy to jeszcze Grecja?
— Tak — odparł Lucjusz — a te wonie, dolatujące do nas, jakby ostatnie pożegnanie, wydają Samy i drzewa pomarańczowe Zacyrtu. Niema zimy dla tych dwóch sióstr rodzonych, rozwijających się pod słońcem, jak dwie lilje. Czy chcesz o piękna, bym na tych wyspach kazał zbudować pałace?
— Lucjuszu — rzecze Aktea — przestraszasz mię niekiedy temi obietnicami, jakich bóg sam zdołałby zaledwie dotrzymać. Kto jesteś i co przede mną skrywasz? Czyliżeś Jowiszem piorunującym i czy się boisz, że ukazawszy się w całym blasku, zabijesz mię swemi gromy, jak drugą Semelę?
— Mylisz się — odparł Lucjusz z uśmiechem — jestem tylko biednym śpiewakiem, któremu stryj zostawił cały majątek, pod warunkiem, że się jego imieniem nazywać będę; cała moja potęga jest w mej miłości, Akteo, ale czuję, że dziś podołałbym dwunastu pracom Herkulesa.