Strona:PL Dumas - Neron.djvu/81

Ta strona została przepisana.

z oczyma przymkniętemi, słysząc, jak ku jej łożu zbliżał się odgłos kroków powolnych i miarowych, z których każdy w niepojętych dźwiękach zdawał się odbijać w jej uszach; z wysiłkiem obróciła głowę, a skierowawszy wzrok w stronę, skąd usłyszała owe kroki, spostrzegła zbliżającą się ku sobie majestatycznej powagi niewiastę w ubiorze rzymskiej matrony, okrytą długą, powłoczystą szatą. Zatrzymała się ona przy łożu i utkwiła w Aktei głębokie, badawcze spojrzenie, podobne do wzroku wieszcza, przed którym nic się utaić nie zdoła. Przypatrywała się tak w milczeniu pewien czas Greczynce, potem głosem cichym a jednak dźwięcznym i tak przejmującym, iż każde słowo zdawało się przenikać jakby ostrze sztyletu w serce Aktei, rzekła:
— Tyś jest ową Koryntjanką, która opuściła Ojczyznę i ojca, aby towarzyszyć cezarowi, nieprawdaż?
Całe życie Aktei, szczęście i rozpacz, przeszłość i przyszłość, odsłoniły te cierpkie wyrazy tak, iż nagle uczuła się zanurzoną, jakby w oceanie wspomnień. Obraz szczęśliwych dni, kiedy zbierała kwiaty u źródła Pireny; rozpacz starego ojca, gdy po dniu igrzysk wołał ją do siebie napróżno; przybycie do Rzymu, gdzie tak nagle odsłoniła się tajemnicą, którą aż do tej chwili ukrywał przed nią potężny kochanek: wszystko to ukazało się z po za czarodziejskiej zasłony, uniesionej lodowatą dłonią tej nieznajomej kobiety. Aktea wydała krzyk i okrywając twarz obiema dłońmi, zawołała ze łkaniem:
— Ach! tak, tak, ja jestem tą nieszczęśliwą!...
Po tej odpowiedzi zapanowało milczenie. Aktea nie śmiała otworzyć oczu, wciąż ją prze-