Strona:PL Dumas - Neron.djvu/88

Ta strona została przepisana.

Ottona?... Prawda? A kochanek sprzedał ją potem w czasie uczty, za rządy Luzatynji?
— Nie mylisz się — potwierdziła Agrypina.
— I on ją kocha!... kocha jeszcze! — wyszemrała z boleścią Aktea.
— Tak — odpowiedziała Agrypina z wyrazem nienawiści — kocha ją, kocha zawsze, bo w tem tkwi jakaś tajemnica, jakiś napój miłosny, jakaś czarnoksięska zaprawa, coś takiego, jak to, czem Cezonja raczyła Kaligulę!...
— Sprawiedliwe bogi — zawołała Aktea — czyliżem niedosyć ukarana, niedosyć nieszczęśliwa?...
— Mniej jesteś nieszczęśliwa i mniej ukarana, niż ja — rzekła Agrypina — boś mogła odrzucić jego miłość, a mnie go narzucili bogowie jako syna. Czy wiesz teraz, co ci czynić wypada?
— Oddalić się od niego, nie oglądać go więcej.
— Strzeż się tego, moje dziecię. Mówią, że on cię kocha.
— Mówią to? Byłażby to prawda? Czy ty temu wierzysz?
— Wierzę.
— O! bądź błogosławiona!
— Zważ więc: trzeba nadać cel, kierunek tej miłości; trzeba od niego oddalić tego wysłańca piekieł, który go wiedzie do zguby — a może ocalisz Rzym, cezara i mnie także.
— Ciebie! Czyli sądzisz, że śmiałby...
— Neron waży się na wszystko...
— Lecz czyż mogę podołać takim zamiarom, ja!...
— Tyś może jedna z kobiet dość czysta, aby im podołać.
— Nie, nie! lepiej będzie, gdy odjadę!... gdy go nigdy już nie ujrzę!