motniach, pasły się stada dzikich gazelek, gdy tymczasem na sztucznie wytworzonych ruinach, przypominających Aktei jej starożytną Ojczyznę, długie, białe ptaki, o skrzydłach ognistych, stały nieruchome i poważne, jakby na czatach, wydając w przerwach krzyk chrapliwy i jednotonny.
Zbliżywszy się do brzegu jeziora, Sporus wszedł do łódki i dał znak Aktei, by obok niego usiadła; rozwinąwszy potem mały żagiel purpurowy, zaczęli ślizgać się, jakby mocą czarów, po powierzchni, iskrzącej się tu i owdzie złotą łuską najrzadszych ryb morza Indyjskiego. Ta nocna żegluga przypominała Aktei jej podróż po morzu Jońskiem, gdy wpatrując się w niewolnicę, dziwiła się nadzwyczajnemu podobieństwu między bratem i siostrą, które już ją uderzyło w Sabinie, a teraz na nowo uderzało w Sporusie. Co do młodzieńca, ten z okiem bojaźliwie spuszczonem, zdawał się unikać jej spojrzeń i milcząc sterował łódką. Nakoniec milczenie przerwała Aktea, odzywając się głosem, na którego brzmienie wzdrygnął się młody niewolnik:
— Sabina powiedziała mi, żeś został w Koryncie, Sporusie — dlaczegóż skłamała?
— Sabina mówiła prawdę — odparł Sporus — ale nie mogłem długo być oddalony od Lucjusza.
Na odpływającym do Kalabrji okręcie puściłem się w drogę; gdy zaś zamiast udać się przez cieśninę Messyńską, zawinął prosto do Brindes, podążyłem drogą Appijską i chociaż w dwa dni wyjechałem po cezarze, z nim razem stanąłem w Rzymie.
— Była to bezwątpienia wielka radość dla Sabiny, gdyż bardzo musicie się kochać?
— Nie mylisz się — potwierdził Sporus — nie-
Strona:PL Dumas - Neron.djvu/90
Ta strona została przepisana.