Strona:PL Dumas - Neron.djvu/91

Ta strona została przepisana.

tylko bowiem jesteśmy rodzeństwem, ale nawet bliźniętami.
— Powiedz więc Sabinie, niech przyjdzie do mnie jutrzejszego poranku.
— Sabiny niema już w Rzymie.
— Dlaczegóż go opuściła?
— Taka była wola boskiego cezara.
— Dokądże się udała?
— Nie wiem.
W głosie niewolnika, jakkolwiek pełnym uszanowania, tyle było wahania i niepewności, że Aktea musiała zaniechać dalszych pytań; zresztą w tej chwili przybili do brzegu i jak tylko Aktea wysiadła, Sporus wyciągnął łódź na brzeg i oboje udali się w dalszą drogę.
Młoda Greczynka szła milcząc, krokiem przyspieszonym, bo przechodzili właśnie las sosen i sykomorów tak gęsty i ciemny, że chciała być blizko niego, chociaż wiedziała, że na pomoc z jego strony nie mogła w żadnej rachować przygodzie. Było tu istotnie ponuro i strasznie, a w dodatku jakieś glosy żałosne, jakby wydzierające się z wnętrza ziemi, obijały się o jej uszy; wkrótce, rozległy się już wyraźnie bolesne jęki ludzkie.
Młoda dziewica zadrżała i opierając rękę na ramieniu Sporusa, z przestrachem zawołała:
— Co to znaczy?
— To nic — odparł lekceważąco Sporus.
— Zdaje mi się jednak, żem słyszała...
— Jęki. Nieinaczej, przechodziemy bowiem blizko więzień.
— Któż są ci więźniowie?
— Chrześcijanie, przeznaczeni do cyrku.
Aktea szybkim krokiem zaczęła uchodzić, bo mijając kratę podziemnych więzień, usłyszała znów tak żałosne i przejmujące jęki, że uczuła się