Strona:PL Dumas - Neron.djvu/94

Ta strona została przepisana.

Nie lękaj, Akteo — rzekł cezar z uśmiechem — lew ma szpony i zęby na tych tylko, którzy ośmielają się stawać przeciw niemu... Patrz, u nóg twoich kładzie się kornie jak baranek!
— Ja się też nie Lucjusza obawiam. O! dla mnie Lucjusz to mój gość, mój kochanek, to ten, co mnie zabrał Ojczyźnie i ojcu, i ma odpłacić miłością za miłość... Ale obawiam się...
Tu przerwała, widocznie strwożona tem, co miała na myśli, lecz gdy Lucjusz ośmielił ją gesstem dobrotliwym, zakończyła:
— Obawiam się cezara, który wygnał Oktawję... Nerona, przyszłego męża Poppei!...
— Tyś widziała moją matkę! — zawołał Luscjusz, zrywając się gwałtownie i wpatrując się w twarz Aktei. — Widziałaś moją matkę?!
— Tak Jest — wyszeptała młoda dziewica, drżąc.
— Tak odezwał się po chwili Neron z goryczą widziałaś ją i ona powiedziała ci, żem okrutny, nieprawdaż? żem dusił w uciśnieniu? żem tylko piorunami podobny do Jowisza? Ona to odurzyła cię bajką o Oktawji, którą sama proteguje, a której ja nienawidzę, którą mi narzuciła, a którą zaledwie zdołałem odepchnąć!... Zaiste, mylą się ci, co mniemają, że cośkolwiek wymóc można na mnie przymusem lub groźbą. Chciałem zapomnieć o tej kobiecie, ostatniej z przeklętego plemienia! Niechże mi jej więc nie przywodzą na pamięć!...
Lucjusz spostrzegł, że słowa jego przeraziły Koryntjankę. Pobladła, oczy jej zaszły łzami, drżenie ją przejęło pod wrażeniem gniewu koschanka, którego pierwszy raz w takiem roznamiętnieniu widziała.