Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/103

Ta strona została przepisana.

— Bez wyjątku? przemówił słodki głos Maryi.
— I cóż to ma obchodzić tych walecznych ludzi, odpowiedział zaambarasowany Żakomo, że jest wyjątek, gdy ten bynajmniej do nich się nie odnosi.
— To dobrze, rzekła Marja spuszczając głowę smutnie.
— A więc, rzekł jeden z bandytów jest jakiś wyjątek, jak powiadacie, i zapewne ten wyjątek tycze się naszego wodza?
— Być może, odpowiedział Żakomo.
— I to ten człowiek ośmielił się...?
— Tak, rzekł Żakomo.
Bandyta spojrzał na swoich towarzyszy i wyczytując z ich twarzy zgodność z jego myślą, przyłożył karabin i zmierzył do Andre.
— Dla Boga! co robisz? zawołał Żakomo, zasłaniając Andre swoją osobą.
— Chcę, odparł bandyta, chcę nauczyć