Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/104

Ta strona została przepisana.

tego poganina, ażeby raz drugi nie śmiał wchodzić z takiemi propozycjami.
— Czego ten warjat chce odemnie? rzekł Andre podnosząc się na palcach i patrząc przez ramie Żakomo; czy to mu często się przytrafia!
— Dobrze, dobrze mój Luidgi, odpowiedział Żakomo, dając znak ręką, połóż swój karabin; to tylko twoje takie zdanie, drudzy zapewne inaczej myślą.
— Taka chęć wszystkich, nieprawda? rzekł obracając się do swoich towarzyszy.
— Tak, tak, odpowiedzieli wszyscy; tak, żyć albo umrzeć razem z naszym wodzem. Niech żyje wódz nasz! niech żyje nasz Ojciec! niech żyje Żakomo! Marja jedna nic nie odpowiedziała, dwie tylko ciche łezki spłynęły po jej piękném licu.
— Słyszysz? rzekł Żakomo obracając się do Andre.
Tak, słyszę, odpowiedział Andre, ale nic nie rozumiem.