— Jużeście gotowi? zapytał Źakomo.
— Już, odpowiedzieli.
— Idźmy.
Wszyscy udali się w drogę, w stronę przeciwną, z któréj przyszedł był Andre.
Scieszka łatwa, lecz tak ciasna, iż jeden człowiek wybornie mógłby się bronić przeciwko dziesięciu, prowadziła na dół téj góry. Baczne oko półkownika widziało tę dróżkę, i dla tego ustanowił on tam stacją, a o sto kroków daléj postawił straż. Dowodzca zagłębiając się tą ścieżką, obracał się często do swoich ludzi zalecając jak największą spokojność głosem nakazującym, że idzie tu o życie. Każdy zdawał się zatrzymywać oddech. Wtém dziecko Maryi zapłakało.
— Żakomo obrócił się, wzrok jego błysnął w ciemności nocnej, jak wzrok tygrysa. Marja podała dziecięciu pierś swoję: dziécko zamilkło. Szli daléj; mały synek znalazłszy pierś suchą, znowu się rozpłakał.
Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/109
Ta strona została przepisana.