ły, jodły i dzikie zarośle, kędy zaledwo węże mogły się prześliznąć.
Tak marszerowali przez całą godzinę, jeżeli podróż taka gdzie jak dzikie kozy musieli skakać ze skały na skałę, albo też pełzać jak węże, może się nazwać marszerunkiem. Nareszcie przybyli na górę jarem na dwadzieścia stop przedzieloną od drugiéj takiejże góry: przepaść dzieląca te dwie skały musiała się sformować z wybuchu wulkanicznego; nie spodziewam się jednak ażeby te dwoje bliźniąt kiedykolwiek były z sobą złączone.
Przybywszy tam, bandyci spojrzeli na się niespokojnem okiem. Każdy z nich znał to miejsce, każdy z nich prawie, czasu oblężenia przychodził na tę skałę, mierzył okiem przepaść dzielącą od ziemi, na którą jeżeliby się dostali, byliby już wolni: widząc zaś, że chyba tylko koza dzika przesadzi taką przestrzeń, każdy wracał ze smutkiem.
Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/111
Ta strona została przepisana.