Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/118

Ta strona została przepisana.

miejscu nieruchoma; po czém obróciła się bu bandytom, chcąc się przekonać, czy wszyscy już śpią; zapewniwszy się o tém opuściła swój plac, i poszła ostrożnie, bez szelestu, przesuwając się pomiędzy bandytami, jak cień napowietrzny: — zbliżyła się do Żakomo, odprowadziła kurek, i przyłożywszy karabin do piersi jego — strzeliła.
— Co to jest? zawołali bandyci nagle się przebudzając.
— Nic, odpowiedziała Marja, Łuidgi, którego miejsce zastępuję, zapomniał mnie ostrzedz, że jego karabin nabity, a ja przez nieostrożność dotknęłam się palcem do cengla i karabin wystrzelił.
Każdy owinął się płaszczem, i znowu zasnął.
Biedny Żakomo ani jednego westchnienia, ani jednego jęku nie wydał; kula jak raz trafiła mu w serce.
Marja postawiła karabin pod drzewem,