Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/129

Ta strona została przepisana.

twartemi ramionami, i u których nié ma potrzeby zostawiać biletu wizytowego.
Służalec mój, któregom posyłał po kabryolet, wybrał Kantillona. Kantillon winien był piérwszeństwo tego wyboru, resztkom swoich galonów, resztkom swojéj libervi i resztkom swoich resztków. Józef wywąchał swojego exlsolegusa. Oprócz tego, jego kabryolet był koloru czokoladowego, zamiast coby miał być pomalowany żółto, albo zielono, i posrebrzane ressory tak lekko się uginały, iż fasong sięgał prawie saméj gruntwagi. Mój uśmiéch zadowolenia przekonał Józefa, że byłem kontent z jego rostropności: uwolniłem go na cały dzień. Umieściłem się roskosznie na wygodnym materacu, Kantillon zakrył moje nogi fartuchem kawiano-mlécznym, bełkotnął frazes furmański, i koń ruszył bez pomocy harapa, który przez całą naszę przejazdkę leżał zaczepiony bardziéj jako nieodbicie po-