Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/132

Ta strona została przepisana.

je miejsce w pośrodku planet umysłowych; jego mieszkance mówili podług mojéj woli, podług, mojéj chęci; cieszyłem się z nich, słyszałem somsiedniéj sfery wyraźnv odgłos oklasków, przekonywający mię, że stawiające się osoby im się podobają; byłem rad z siebie samego.
Nie prędkobym się przebudził z tego dumnego marzenia — opium poetów, ale mój somsiad bardzo był niekontent z milczenia, widząc moje oczy stale w jednę stronę zwrócone, starał się jak mógł rozerwać mię — to powtarzał: «Mój panie, fartuch opada» — ja nic nie odpowiadając naciągałem znowu na kolana; to chuchał w swoje palcy: ja kładłem moje do kieszeni; to gwizdał jaką narodową zwrotkę, a ja machinalnie wybijałem miarę. Powiedziałem był mu przy wsiadaniu, że zostaniemy razem przez cztery albo pięć godzin, smucił się więc niezmiernie myśląc, że przez tak długi czas będzie musiał milczeć pomi-