wać, jeżeli skoczę do wody, to tylko to ztąd wyniknie, że zamiast jednego będą musieli dwóch wyciągać z rzeki. Rzekłem do mojego konia, ot do tego samego, który wówczas miał lat cztéry mniéj na karku, a w brzuchu owsa ze dwie miarki więcej: — «Stój tu mój Koko.» Jak gdyby mnie rozumiał, stał spokojnie: to dobrze.
»Poleciałem jak szalony, przybywam nad brzeg rzeki. Stała niewielka gondola, — wskakuję do niéj: oh! na nieszczęście przywiązana powrozem; ja dawaj targać, targam, targam. Szukam swojego noża; niema, zapomniałem wziąć z sobą; chuda sprawa! a tymczasem mój pan już pływa sobie jak kruk morski.
»Targam z całéj siły, targam, aż nareszcie — krak, powróz się urwał; żeby trocha, poleciałbym jak kamień na dno rzeki. Upadłem na brzeg gondoli, szczęście że padłem nicem na ławkę. Rzekłem
Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/142
Ta strona została przepisana.